Ranata Preuss z wizytą u Schulzów

Po zakończeniu prac w połowie lipca, na Lipową zaglądaliśmy weekendowo, małymi grupkami. Połowa sierpnia to czas na kolejne zgrupowanie. Ponownie przy brzegu zagościł pływający pomost, na lądzie stanęły namioty. Z mariny w Siemianach przywieźliśmy sprzęt i ... do roboty.


 

Pod koniec lipca odsłoniliśmy blachę chroniącą podłogę pod drzwiczkami kuchni. Podczas naszej nieobecności goszczący u Schulzów żeglarze zniszczyli ją, zapewne szukając skarbów. Nie korzystali również z pięknego kręgu ogniska lecz rozpalili 2 nowe ogniska na ścieżce.


 

W sierpniu skupiliśmy się na odsłonięciu całej linii fundamentów. I tu znowu przeszkoda. Wielki klon, rosnący tuż przy południowej ścianie, uwięził w korzeniach ponad pół długości ściany. Wygrał klon.
Jak zwykle mamy wielu gości ale teraz przychodzą nie tylko zobaczyć i posłuchać ale pomagać a wieczorem pogadać przy ognisku :) .

Wiesław i Filip przyjechali z Krakowa aby nam pomóc i zostali z nami przez 4 dni.

Odsłaniając budynek mieszkalny zasypywaliśmy głęboki dół wewnątrz fundamentów obory. Aby piasek nie wrócił zatrzymaliśmy go budując z połamanych cegieł podłogę i stabilizując zagęszczarką. Wokół zostaną uczytelnione fundamenty z zachowaniem pokrytych mchem kamieni.

Tak, powoli i znojnie, upływał nam czas na pracy i spotkaniach przy ognisku, aż do wtorku 20 sierpnia, kiedy to Krysia Kacprzak, Prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Zalewskiej zaprosiła nas do Zalewa wieszcząc sensację.
Jakież było nasze zdziwienie gdy okazało się, że w odwiedziny przyjechała, mieszkająca w Dortmundzie, Renata Preuss, jedna z byłych współwłaścicielek Bukowca. Pani Renata przywiozła ze sobą stare zdjęcia i piękną polszczyzną opowiadała... Przerwaliśmy opowieść proponując wycieczkę na Lipową i do Wieprza wodą, przez Kanał Dobrzycki.
To było nowe, bo Pani Renata nigdy kanałem nie płynęła ale już na Jezioraku, na wysokości Matyt odżyły wspomnienia, nazwiska, zdarzenia. Opowiadała jak przeplatały się tu losy Polaków i Niemców przed i po wojnie, o polskich nazwach używanych powszechnie przed wojną.
Po godzinie byliśmy na wyspie. I tu niespodzianka. Dziewczyny z jachtu obok, tak na powitanie,  zaproponowały nam kawę, z czego skwapliwie skorzystaliśmy, po czym odpłynęły. Pani Preuss była przekonana, że to nasze znajome. Gdy usłyszała, że spotykamy się po raz pierwszy i nie znamy nawet ich imion rozpłakała się mówiąc " to jest możliwe tylko w Polsce". Dziewczyny!!! serdecznie dziękujemy!!! Zgłoście się, napiszcie do nas :)

Pani Renata stanęła przed odsłoniętymi fundamentami i ze łzami w oczach wskazywała miejsca:

Od strony jeziora było główne wejście z altanką z kolorowymi szybkami w ścianach bocznych, dwoma ławkami przed domem. Poznała fundament tłokowej pompy wodnej, taką samą mieli u siebie w domu. A tu znajdował się niebieski piec kaflowy na nóżkach jak żołędzie. Zimą Antonia Schulz siedziała przy nim na drewnianym fotelu robiąc rękawiczki i szale na drutach. Krysia Kacprzak znalazła taki piec w Wieprzu. Więcej informacji o domu Schulzów znajdziecie już na stronie poświęconej Projektowi "Lipowy Ostrów".

Oczywiście poszliśmy na groby i pytałem Panią Renatę o osoby tam spoczywające.

Były tam 4 groby, wszystkie pochówki dokonane w okresie międzywojennym. Spoczywa tam m.in. mąż starszej Pani Schulz. Potwierdziła, że na dwóch zachowanych grobach była jednakowa data śmierci ale Schulzowie nigdy nie chcieli o tym mówić, to była prawdziwa tragedia. W 1935 r. Antonia Schulz wyszła za mąż za siemianina, Wernera Zislo (czyt.Cislo, dawniej Cisło). w pierwszych dniach stycznia 1945 r. wraz ze swoją mamą oraz dwójką dzieci pojechali saniami po Jezioraku do Iławy i stąd pojechała pociągiem do Berlina gdzie po wojnie odnalazła swojego męża, nie została przymusowo wysiedlona.
Płynąc na kolejne spotkanie ze wspomnieniami, do Wieprza Pani Renata wskazała istniejącą jeszcze tzw. lipę Schulzów rosnącą przy brzegu  na Bukowcu, spod której wołało się Schulzów aby przypłynęli łodzią.

Atrakcje w Wieprzu i odkrycia dokonane przez archeologów z Uniwersytetu im. Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie  to już odrębna opowieść.