Legenda o Kochankach z Lipowej - tekst oryginalny

Tekst oryginalny legendy Wiesława Niesiobędzkiego opublikowany został po raz pierwszy w 1993 r. w Kurierze Iławskim, jako pierwsza z cyklu legend.
Wszystkie zostały zamieszczone w książce "Kochankowie z Lipowej Wyspy - legendy znad Jezioraka", wydanej w 2004 roku, ilustracje do legendy, wykonali uczniowie Szkoły Podstawowej nr 2 w Iławie pod opieką Grażyny Kołodziejek.

Zdjęcia wieży kościoła w Borecznie oraz altanki przy dworze w Gubławkach - z archiwum autora.

zapraszamy do lektury

Kochankowie z Lipowej Wyspy


Przed laty ta historia mocno poruszyła serca mieszkańców obydwu brzegów Jezioraka. Jej bohaterami są: młody rybak Artur, mieszkający w maleńkiej rybackiej wiosce Siemiany oraz Gerda, córka bogatego grafa, właściciela włości leżących po drugiej stronie Jezioraka, rozciągniętych od Gubławek aż po Boreczno.
Artura i Gerdę los zetknął ze sobą pewnego letniego wieczoru, gdy Artur swoją łodzią wypełnioną sieciami wypłynął na jezioro. Tamtego dnia Artur jeszcze przed zmierzchem odbił od brzegu, by zanim zapadnie noc znaleźć najlepsze miejsce na rozstawienie sieci. Do żniw było jeszcze daleko i tylko obfity połów sandacza, szczupaka i węgorza, mógł mu zapewnić zarobek niezbędny do utrzymania siebie i starych rodziców.

Młody rybak mocno pracując wiosłami wypłynął na środek Jezioraka i płynąc przesmykiem między Wyspą Lipową a Bukowcem. Wypatrywał miejsca przy brzegu, skąd byłoby widać głębinę sposobną do zarzucenia niewodu lub postawienia słępu. Artur chociaż młody, był wytrawnym rybakiem, zawodu wyuczył się od swojego ojca i dziadka. Wiedział, że szczupaki i sandacze w letnią noc lubią żerować na głębokiej wodzie, ale wiedział też, iż niewód albo więcierz wypełniony połowem musi być ciągniony w stronę płycizny. Dlatego wypatrywał głębiny niezbyt odległej od brzegu, tak by udało mu się o świcie wybrać wypełnione połowem sieci z wody.
Już noc otuliła jezioro ciemnością, gdy po opłynięciu Bukowca rybak skierował łódź w stronę Zielonej Wyspy, noszącej wtedy nazwę Heuwerder (Wyspa Sianowa). Artur równo pracując wiosłami z przyjemnością chłonął niesiony podmuchem wiatru mocny zapach skoszonych za dnia traw, obficie porastających wyspę. W pewnej chwili, czując zmęczenie ramion, dobił do wschodniego brzegu wyspy, wyszedł na brzeg i chcąc dać odpoczynek mięśniom wyczerpanym wiosłowaniem po szerokiej przestrzeni Jezioraka, położył się na kopie siana. Patrząc na niebo usiane tysiącami gwiezdnych świetlików w myślach obliczał wysokość zarobku, jaki uzyska jutro za złowione ryby. Do Siemian każdego ranka przyjeżdżali kupcy z dalszej i bliższej okolicy, którzy dobrze wiedzieli, ze ryby z Jezioraka ze względu na swój wyjątkowy smak uzyskują najwyższe ceny.
Dla Artura nie było tajemnicą, że funt sandacza z Jezioraka nawet na hali rybnej w Berlinie otrzymuje cenę o 25 fenigów wyższą od każdej innej ryby łowionej na jeziorach w Prusach Wschodnich. Dlatego prosił Boga o udany połów, od którego zależały los jego samego oraz jego starych rodziców.  Skończywszy modlitwę zdecydowanym ruchem ramion zepchnął swoją łódź na wodę, schwycił wiosła i popłynął w stronę zatoki Kraga, nad którą górowały czerwone mury pobudowanego na kamiennych fundamentach gubławskiego dworu grafa. Na Kradze, w niewielkiej odległości od Gubławek, znajdowała się płytka zatoczka sąsiadująca z głębiną zazwyczaj obfitującą wielką ilością ryb. Chociaż dobrze wiedział, że rybacy z Gubławek oraz sąsiedniej wioski Wieprz zaopatrujący w ryby swego grafa skrzętnie pilnują, by nikt obcy tutaj nie łowił. Pokonując dręczące go obawy, zarzucił swój niewód właśnie na tej głębinie.
Kończył zarzucanie sieci, gdy zza chmury wychynął księżyc i rzucając swój widmowy blask na wody zatoki, oświetlił kryjącą się w mroku szerokoburtą łódź Artura.
- Teraz mnie na pewno zobaczą, trzeba się dobrze ukryć.
Młody rybak wyrzucił ostatni pływak, schwycił za wiosła i skierował dziób łodzi w stronę płycizny brzegowej, gdzie chciał tam zastawić kilka słępów, specjalnych sieci na węgorze, mocowanych do długich wbijanych w dno żerdzi.  Wtem, wbijając ostatnią już żerdź usłyszał, jak ponad pogrążonym w nocnej ciszy jeziorze biegnie niesione echem wołanie.
Zaniepokojony zatknął silnym ruchem ramion tykę słępa w dno i zastygł w bezruchu nasłuchując dobiegającego od brzegu wołania. Nie był pewien, czy głos, który usłyszał był echem nawoływania rybaków strzegących łowiska, czy głosem wołającego o pomoc tonącego człowieka. A może były to mamiące swymi odgłosami fale i wiatr wędrujące od brzegu do brzegu po szerokiej płaszczyźnie jeziora? Wszak na jeziorze nawet za dnia różne dziwne i tajemnicze rzeczy się dzieją, a co dopiero nocą, która jak wszyscy wiedzą nie tylko potęguje każde znane i nieznane zjawisko, ale też ma swój własny wymiar tajemnicy.
- Ratunku, pomocy!


Tym razem Artur wyraźnie usłyszał wołanie dochodzące od strony małej zatoczki wśród trzcin. Był pewien, że pomocy wzywał jakiś głos kobiecy. Mocno odepchnął od siebie tyczkę słępa i chwycił wiosła. Łódź uwolniona od ciężaru sieci rozbijając burtami fale, żwawo mknęła po wodzie w kierunku skąd dochodziło wołanie.
- Byleby tylko zdążyć na czas.
Ile sił w ramionach naciskał na wiosła. Był na środku Kragi, gdy usłyszał raz jeszcze rozpaczliwe wołanie. Wtedy na tle rozgwieżdżonego nieba spostrzegł, jak ramiona walczącej o życie osoby rozbryzgują fontanny wody. Bez namysłu wyskoczył z łodzi i popłynął na ratunek, szybko znalazł się w pobliżu tonącej, chwycił ją za ręce i próbował utrzymać głowę topielicy ponad wodą. Tonąca traciła już przytomność, przez co nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje, nieświadoma zamiarów ratownika rozpaczliwie chwytała Artura to za tors, to za ramiona i oplatając się wokół rybaka, ciągnęła go ze sobą pod wodę.
Niechybnie utonęliby oboje, gdyby nie szerokoburta łódź Artura, którą wiatr szczęśliwie podepchnął w ich pobliże.
Rybak walczący o życie swoje i tonącej dziewczyny dostrzegł łódź, zanurkował pod wodę, schwycił tonącą za biodra i nadludzkim wysiłkiem wyrzucił topielicę ponad powierzchnię wody i w ten sposób nieprzytomną dziewczynę przerzucił ponad burtą do łodzi. Po czym sam wskoczył do łodzi, chwycił za wiosła i co sił w ramionach powiosłował w stronę brzegu Wyspy Zielonej.
Na wyspie, wiedziony niezawodnym instynktem człowieka od dzieciństwa zżytego z wodą, zdjął z dziewczyny przemoczone ubrania, ułożył ją na brzuchu, okrył ciepłym rybackim pledem i wziął się za krzesanie ognia. Gdy ogień buchnął jasnymi jęzorami ciepła, ułożył przy nim wyłowioną z wody topielicę, która w chwilę później odzyskała przytomność i siadła przy ognisku.
– Co się stało, gdzie ja jestem? - zapytała, rozglądając się z n niepokojem w oczach.
– Ale ty jesteś piękna.
Słowa zachwytu same wyrwały się z usta Artura, gdy w świetle ogniska zobaczył jej twarz.
– Ktoś ty, skąd się wziąłeś?
Dziewczyna nachylając do ognia twarz, obiema rękami wyciskała ze swych długich splecionych w warkocz włosów, krople wilgoci. Wtedy Artur przedstawił się pięknej nieznajomej i opowiedział, jak stawiając sieci usłyszał jej wołanie i z jak wielkim trudem udało mu się ją uratować.
- Zatem jestem twoją dłużniczką, zawdzięczam ci swoje życie Arturze z Siemian.
Dziewczyna objęła młodzieńca za szyję i wycisnęła na jego ustach gorący pocałunek, a zobaczywszy, że pod pledem jest całkowicie naga, jeszcze mocniej przywarła do swego wybawcy.
- Musimy wysuszyć nasze ubrania.


Artur oszołomiony ciągiem nagłych wydarzeń, zachwycony urodą dziewczyny i uszczęśliwiony nagrodą, jaka go nieoczekiwania spotkała, wstał od ognia, naścinał swym rybackim kordelasem gałęzi, powtykał je w ziemię wokół ogniska i porozwieszał na nich mokre suknie i ubrania. Potem siedział z dziewczyną przy ognisku do białego rana i wysłuchiwał jej opowieści. Uratowana z topieli najpierw mu powiedziała, że ma na imię Gerda i ze swym ojcem grafem von Jaskov mieszka w gubławskim dworze. Potem ze łzami w oczach wyznała, że jej ojciec, właściciel włości leżących na wschodnim brzegu Jezioraka, postanowił ją wydać za starego, mocno pokracznego, ale za to bardzo bogatego kupca z Iławy.
- Niegodziwemu temu człowiekowi, po zgromadzeniu wielkiego majątku na handlu końmi i bydłem, przywidziały się koligacje arystokratyczne.
Mówiła połykając łzy
- Dlatego zaproponował ojcu, że wykupi jego długi i spłaci wierzycieli, jeżeli ja wyjdę za niego. Obiecał nawet, że jeśli po ślubie, dostanie pozwolenie na osiedlenie się we dworze w Gubławkach. Wtedy on jest gotów dać ojcu pisemną obietnicę rezygnacji z jakiegokolwiek posagu. Myślałam, że mi serce pęknie z rozpaczy, gdy ojciec przystał na propozycje tego pokracznego starca. Gerda zwierzała się ocierając oczy i tuląc się do Artura.

– Uciekłam przed nimi obydwoma ze dworu, schowałam się w nadbrzeżnych szuwarach i przerażona myślałam o swoim przyszłym życiu, które miałabym spędzić przy boku takiego męża. Gdy przyszła noc i zobaczyłam skrzące się w jeziorze światła gwiazd kusząco piękne, wyszłam z szuwarów, zanurzyłam się w wodzie i chyba postanowiłam, że popłynę do nich. Ale na środku zatoki zlękłam się swego zamiaru i zawróciłam do brzegu, wtedy jednak opuściły mnie siły. Byłabym teraz tam, na dnie jeziora, gdybyś mnie nie uratował - dziewczyna pokazała błyszczące od blasku gwiazd wody Kragi.

Gdy o świcie wody jeziora zaczynały się rozjaśniać bladoróżowym oparem wstającego dnia, oboje Artur i Gerda przytuleni do siebie usnęli, grzejąc się blaskiem dogasającego ogniska i ciepłem swej rodzącej się miłości.

Koło południa Artur odwiózł Gerdę na brzeg zatoczki w pobliżu dworu jej ojca. Przed rozstaniem młodzi kochankowie przysięgli sobie, że będą się spotykać codziennie i nigdy nie pozwolą, by ich ktokolwiek rozłączył, bo prędzej mu się uda rozłączyć dwa brzegi Jezioraka, aniżeli ich oboje.  Od tamtej pamiętnej nocy Artur, przez całe lato, każdego wieczora odpływał od siemiańskiego brzegu i płynął w stronę Kragi, tam zabierał do swej łodzi Gerdę i oboje wierni swej miłości płynęli na wyspę.
Pod koniec lata fornal Sawic, dodatkowo wyznaczony przez grafa na fischermeistra wód oblewających jego włości, dostrzegł pewnego wieczora podczas obchodu wybrzeża, jak córka grafa zbiega ku jezioru i wsiada do rybackiej łodzi.
Sawic pewien tego, że otrzyma sowitą zapłatę zarówno od grafa, jak i od ubiegającego się o rękę jego córki, bogatego kupca z Iławy. Z łakomym błyskiem w oczach pobiegł do dworu, by powiadomić o swym odkryciu grafa i kupca z Iławy, który tego właśnie dnia przybył na dwór do Gubławek w celu spisania przedślubnej intercyzy. Graf rozwścieczony nieposłuszeństwem Gerdy, nakazał Sawicowi, by wezwał wszystkich rybaków z jego majątku i razem z nimi pojmał, jego wiarołomną córkę oraz jej podstępnego kochanka. Wtedy kandydat na zięcia zachwycony stanowczością grafa, wyznaczył wysoką nagrodę dla tego, czyja łódź pierwsza doścignie uciekinierów. Podnieceni obietnicami sowitego zarobku rybacy z Wieprza, którzy już dawno temu obiecali sobie, że dadzą nauczkę rybakowi z Siemian za to, że pozwalał sobie łowić rybę w ich rewirze, wypłynęli w cztery łodzie na jezioro i ruszyli w pościg za uciekinierami.
Artur widząc zbliżający się coraz bardziej pościg rybaków z Wieprza w mig zrozumiał, że jedynym ratunkiem jest szybka ucieczka. Powiedział Gerdzie, by przesiadła się na rufę, tak by dziób łodzi uniesiony ku górze nie hamował biegu łodzi. Lecz Artur wiosłował sam, zaś na każdej łodzi rybaków było po dwóch wioślarzy i mimo szalonego wysiłku Artura odległość pomiędzy nimi malała metr po metrze.
- Tylko do Lipowej, żeby przynajmniej zdążyć do Lipowej Wyspy. Tam powinni być rybacy z Siemian, oni nam na pewno udzielą pomocy - Artur ze wszystkich sił naciskał wiosła.
Gdy łódź uciekinierów była już na środku szlaku pomiędzy Bukowcem a Wyspą Lipową i od brzegu Lipowej dzieliło ich najwyżej trzysta metrów, jezioro nagle pokryło się siecią gęstych zmarszczek i chwilę potem powiał silny wiatr,
- To oznaki nadchodzącej od południa letniej burzy, musi się nam udać - wykrzyczał przez zaciśnięte zęby młody rybak. – Mamy wiatr od Gierczaków, wieje prosto w burtę naszej łodzi, zniesie nas za wyspę i tam się skryjemy. Ich na pewno zdryfuje na pełne jezioro. Kładź się tam, Gerdo. Pokazał na dno łodzi, stanął na rufie i próbował wiosłem nadawać kierunek dryfującej łodzi.

Jego wysiłki jednak na nic się nie zdały, bo chociaż pośród nagle zapadłych ciemności stali się niewidoczni dla pogoni, to jednak tężejący z każdą chwilą wiatr rzucał łodzią niczym łupinką orzecha. Rosnące fale, jedna po drugiej, co i raz przelewały się przez burtę do środka. Grozę potęgowały uderzenia piorunów i zygzaki błyskawic rozrywające na strzępy ciemność nocy. Łódź Artura była już blisko krańca wyspy i gdy wydawało się, że uciekający zaraz znajdą się pod bezpieczną osłoną jej brzegów rozległ się potężny huk gromu, a niebo rozdarła ogromna błyskawica. Artur oślepiony jej blaskiem zatoczył się i upadł na zawietrzną burtę powodując duży przechył. Do środka wdarło się jeszcze więcej wody i łódź wywróciła się do góry dnem, kryjąc pod sobą uciekających przed pościgiem kochanków. Dopiero dwa dni później, siemiańscy rybacy wracający z nocnego połowu, znaleźli u brzegów Lipowej Wyspy splecione ze sobą w mocnym uścisku martwe ciała Gerdy i Artura.
Powiadomiony o tym Graf, przerażony swym zaślepieniem i porażony stratą jedynej córki, pobił do utraty przytomności chciwego nagród fornala Sawica i przegonił go z dworu razem ze swym niedoszłym zięciem. Co jednak w żaden sposób nie mogło ukoić jego tęsknoty za córką.
Zrozpaczony graf, przeklinając swoje zaślepienie oraz młodego rybaka, który według niego był sprawcą całego nieszczęścia, każdego dnia chodził nad brzeg jeziora i powierzał jego wodom swoją niemą boleść i żal. Takim ujrzała go piastunka jego córki. Stara kobieta była powierniczką Gerdy i znała jej wszystkie tajemnice. Widząc rozpacz grafa opowiedziała mu o tym, jak doszło do spotkania jego córki z Arturem i co tak naprawdę było przyczyną jej śmierci.
Wtedy graf zrozumiał wszystko, swoje zaślepienie cierpienie córki i miłość nieżyjącej młodej pary.

Wrócił do dworu, zamknął się w kaplicy i całą noc modlił się przed ołtarzem o łaskę boską i wybaczenie. Uspokojony modlitwą, zaraz z samego rana nakazał dworskiemu cieśli zbudować na brzegu Kragi w miejscu, z którego jego córka rzuciła się w wody zatoki, ozdobną altankę, która byłaby mu pamiątką po utraconej jedynaczce.

Potem wsiadł do powozu i udał się do kościoła w Borecznie, by zamówić u proboszcza mszę za zbawienie dusz obojga młodych kochanków. Poprosił też księdza, by wyprawił Gerdzie i jej dzielnemu wybawcy uroczysty pogrzeb. Proboszcz jednak wzdragał się na myśl o pochówku ciał na niepoświęconej ziemi i opierał się prośbie grafa tak długo, aż ten przyrzekł, że naprawi uszkodzony od uderzenia pioruna dach na wieży dzwonniczej, potem wniesie na szczyt wieży kamienna belkę i osadzi ją w murze jako widomy znak swojej pokuty.


Po obietnicy ojca Gerdy, duchownego opuściły wszelkie skrupuły oraz wątpliwości. Wsiadł razem z grafem do łodzi, w towarzystwie łodzi rybaków z Wieprza i Gubławek wypłynęli na Jeziorak i na wyspie, która miała być dla młodych kochanków ratunkiem, celebrowali razem pochówek ciał Gerdy i Artura.

Od czasu tych smutnym wydarzeń, których pamięć zachowała się w opowieściach dawnych mieszkańców Siemian, wzgórze na Lipowej Wyspie, gdzie w cieniu starych świerków znajdują się dwie bezimienne mogiły, jest celem rejsów i wypraw żeglarzy. Każdego roku w porę równonocy jesiennej dobijają do brzegów wyspy, wchodzą na wzgórze, tam palą ogniska i nad mogiłami kochanków przy wtórze gitar i śpiewów, odprawiają swoje żeglarskie obrzędy, w których zawarta jest nostalgiczna tęsknota za kończącym się latem.

Nota o autorze:
Wiesław Niesiobędzki urodził się w roku 1946 w Goryniu pod Iławą, od 1949 r. mieszka w Iławie. Poeta, prozaik (publikował także pod pseudonimem Jerzy Krzywosąd), historyk i regionalista, bibliotekarz, archiwista. W 1970 ukończył studia historyczne o specjalizacji archiwistyka na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, zaś w 1983 r. - Podyplomowe Studium Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej na Uniwersytecie im. Adam Mickiewicza w Poznaniu. Dziewięć lat później ukończył Podyplomowe Studium Menadżerów Kultury na wydziale handlu zagranicznego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Karierę zawodową zaczynał jako kierownik archiwum w Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego „Urania” w Głubczycach. W latach 1972-1975 pracował jako nauczyciel historii w Szkole Podstawowej nr 2 w Iławie, a także bibliotekarz. Od 1975 r. przez 20 lat pełnił funkcję dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej w Iławie. Był pomysłodawcą i inicjatorem nadania tej bibliotece imienia poety Edwarda Stachury, z którym się przyjaźnił.
Założył Oddział Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego „Pojezierze” w Iławie, współorganizował Iławskie Wiosny Twórczości oraz Iławskie Dni Muzyki i Poezji. Członek ZLP od 1988 r. W latach 1995-1997 pracował jako bibliotekarz w bibliotece szpitalnej, a następnie jako starszy dokumentalista w Iławskim Centrum Kultury i Sportu.

Wiesław Niesiobędzki zmarł 16 lipca 2018 r.

 

A oto dorobek literacki:

  • „Przewodnik Historyczny Iławy”. W 690-lecie założenia miasta, Iława 1998 r.
  • „Almanach Twórców Iławy”: Iława 2000,
  • „Iława i okolice Jezioraka”- Vademecum Historyczne, Iława 2001
  • „Dzieje kościoła gotyckiego w Iławie”, Na 700-lecie założenia parafii”, Iława 2002
  • ”Zamki, pałace, dwory i inne zabytki powiatu iławskiego”,. Iława 2003,
  • „Kochankowie z Lipowej Wyspy,” Legendy znad Jezioraka, Iława 2004
  • Powiat Iławski, Dzieje Miast i Wsi, Lokalna Organizacja Turystyczna, Iława 2006,
  • Powiat iławski, dzieje, zabytki, pejzaż i kultura, Algraf, Biskupiec, 2008
  • Błękitna Nostalgia, antologia poezji znad Jezioraka, Promedia Kowalski, Katowice, 2011
  • Epitalamium, wiersze zebrane, Promedia Kowalski, Katowice 2012
  •